wtorek, 11 marca 2014

Noc oczyszczenia - diabelski młyn


Kryzys i bezrobocie? Pff, bezrobocie i kryzys to były kiedyś, teraz prosperity, killing in the name of i alles klar. Trudno o bardziej niewiarygodny scenariusz niż, 'wiekopomne i epickie w rozmachu ', bzdury, brednie, wypociny James'a DeMonaco. Bo to niestety są bzdury, a że 'epickie' to i owszem - film do oczu klei się jak muchy do gogli rozpędzonego motocyklisty, który kask musiał zastawić w lombardzie, w obawie, że nie starczy na paliwo .

Noc oczyszczenia by James DeMonaco. The Purge (czystka)  - to nie budzi dobrych skojarzeń, oczywiście. W tę noc można wszystko i każdemu, im mocniej, im więcej tym lepiej dla kraju, narodu... organizmu. W imię politycznej poprawności wypada w czystce brać czynny udział, co znaczy eliminować ludzi, których nie stać na zapewnienie sobie bezpieczeństwa..

Czy zatem powinienem dać, choćby hipotetyczną, wiarę historii, w której rząd USA zaleca profilaktycznie, dla coraz lepszej koniunktury gospodarczej, raz do roku, na przestrzeni dwunastu godzin zabijanie amerykańskich obywateli przez innych obywateli?? N-i-e. Czyli mogę to potraktować jak fantastyczną rozrywkę, w której owszem, James DeMonaco autor scenariusza bredzi jak potrzaskany, ale w zamian reżyser James DeMonaco sprawnie opowiada historię amerykańskiej rodziny, innej od reszty, niepogodzonej z czystką (zatem i polityką), a jednocześnie majętnej (oj); dwa plus dwa, piękna żona, córka przeżywa właśnie pierwszą, dojrzałą miłość... czy mogę? Bezapelacyjnie.



wtorek, 18 lutego 2014

Nie jestem bohaterem - Harry Brown.


Młodość jakiej być może nie znamy i dzielnica, w której nie chcielibyśmy dorastać. Młodzi nie wybierają dzielnic, nie decydują o numerze blokowiska, kwocie na koncie mamy i taty. Tak jest urządzony ten świat, a przecież nikt jeszcze innego nie "wymyślił". Czym jest społeczna sprawiedliwość? Czy młody człowiek, ma prawo kraść, jeśli jego ojciec odsiaduje kolejny wyrok, a matka pije... Czy starszy człowiek ma prawo pomścić śmierć przyjaciela, skoro policja działa opieszale...

Chaos. To zobaczysz w filmie Daniela Barbera. Dwóch starszych panów, epoka, która niknie za horyzontem. Harry (Michael Caine) trzyma fason, to ostatni bastion świata, który prawdopodobnie był kiedyś uporządkowany. David Bradley, w roli Leonarda (przyjaciela Harry'ego) robi rzecz niezwykłą. Dopełnia, jakby na marginesie, puste pola rzeczywistości, nie danej nam bezpośrednio. Postacią dziwaka podkopuje autorytet rzeczonego porządku, który dawno temu, "w złotym wieku" itd...

Młodzi gniewni budzą wiele uczuć. Zdecydowanie, wręcz jednoznacznie negatywnych. Trudno znaleźć wśród nich jakąś wyróżniającą się postać. Agresja, nienawiść, pogarda. To duże ułatwienie dla widza. Harry Brown musi wyglądać na ich tle jak cholerny anioł. Nawet kiedy znęca się w jednej ze scen, nie budzi protestu, ba to wciąż ten sam dżentelmen, tylko okoliczności się zmieniły.

Na koniec kilka słów na temat Sean'a Harrisa. Mam na myśli, Micheletta czyli "cyngla" z Rodziny Borgiów. Gdy zobaczycie go w roli Stretch'a zrozumiecie, jak ciężko musiał nad sobą pracować nim otwarto bramy Państwa Papieskiego ;)  Brawo za rolę i konsekwentne wybory.

sobota, 1 lutego 2014

Ostatni legion? Nigdy więcej!


Ostatni legion to opowieść o upadającym cesarstwie zachodnio-rzymskim. Głównymi bohaterami są: mały chłopiec jako świeżo upieczony cesarz, jego nauczyciel poniekąd filozof, poniekąd przybłęda, w wolnych chwilach treser dzikiego ptactwa oraz "wojenko, wojenko malowane dziecię" - kilku zbrojnych sprawiedliwych. Po drugiej stronie: źli, brzydcy, niewychowani, noża ni widelca nieużywający barbarzyńcy, a konkretnie Longobardowie. Ich wódz, Odoaker (Peter Mullan), to jedyna postać w filmie, która nie trąci Hollywoodem, wnosi autentyzm, występuje cztery minuty z okładem...


Koprodukcja z 2007 roku z Colinem Firthem (dowódca zbrojnych sprawiedliwych) i Benem Kingsley (nauczyciel) obfituje w to, co już było. Bo jeśli Aurelius (C.Firth) grymasi na widok pięciu longobardów, którzy biegną aby pozbawić go życia, strzela minę jakby mówił "mamo, znowu owsianka!", to jak tego nie skojarzyć chociażby z Jonesem, Indianą Jonesem. I kiedy okazuje się, że emisariusz z bratniego cesarstwa wschodnio-rzymskiego jest kobietą, piękną kobietą, walczy jak lew, a gdy wynurza się z rzeki, spytany/a co robi, odpowiada: sprawdzam czy nie mam ogona (pościg longobardów -gdzie, na dnie rzeki?) - to, czy to jest normalne?

Oczywiście. Mają się ku sobie, co widać w wyeksploatowanej jak czarny ląd konwencji pojedynku i ona mówi: wolny jesteś, starzejesz się. W powietrzu zawisa pytanie: może czas się ustatkować? Ono nie pada, a przecież śniada piękność odwiedza Aureliusa w godzinach wieczornych.

Oglądałem i niemal bez przerwy walczyłem sam z sobą, bo przecież można w każdej chwili wyłączyć, to nie jest za karę, są inne filmy, inne możliwości spędzenia wolnego czasu. Zanurzony w marazmie tandety czekałem na Odoakra... mały cesarz błogosławił pokój.


środa, 1 stycznia 2014

Z-boczona historia kina. Rozbiera Slavoj Zizek.


Reżyserem tego dokumentu z 2006 roku jest Sophie Fiennes. W koprodukcji,w której palce maczały: Austria, Holandia oraz Wielka Brytania (dużo żeńskiego pierwiastka) wystąpił, jako duchowy przewodnik, autor scenariusza i aktor w jednym, niezwykle rozsądny i odrobinę ekscentryczny, słoweński profesor filozofii Slavoj Zizek ( na fot.). Profesor Zizek zajmuje się również psychoanalizą. To widać bardzo wyraźnie od niemal pierwszych scen jego wersji historii kina.


Dom Normana Bates'a z Psychozy
Alfreda Hitchcocka ilustracją freudowskiej koncepcji struktury osobowości. Profesor przekonuje, że kolejne kondygnacje reprezentują jej elementy: parter to ego, strych - superego, piwnica w roli podświadomości i oczywiście Bates, który musi to wszystko pomieścić. Sprytnie, bo i temat filmu idealny do zabaw z dziadkiem Freudem.

"Kino jest najbardziej perwersyjną ze sztuk. Nie daje ci tego, czego pożądasz, ale mówi jak pożądać."  Wypowiedź Zizka znajduje piękną ilustrację. Dziewczyna z amerykańskiej prowincji obserwuje leniwy pochód wagonów pociągu pierwszej klasy. Patrzy w kolejne okna przedziałów, widzi przepych, zabawę, inny świat. Robimy to samo zasiadając w kinowych fotelach, pointuje fragment Kobiet bez przyszłości (1931) profesor.  

Na tym nie koniec.
Przewodnik po meandrach kinematografii konsekwentnie doszukuje się wątków psychologicznych w znacznie oddalonych gatunkowo produkcjach. Bierze pod lupę dokonania Davida Lyncha i obnaża drugie dno rodzinnej tragedii w filmie Blue Velvet, odkrywa drogowskaz na jakże Zagubionej autostradzie (to dwa słowa: cierpienie i fantazja), w chwilę potem towarzyszy Anakinowi z Gwiezdnych Wojen, który pod okiem Imperatora zmienia się w "mrocznego ojca", tym samym motyw konfliktu pokoleń rozpoczęty w Blue Velvet, zatacza koło.

Słoweński uczony umieszczony w ramach filmu Sophie Fiennes, jest godną ram ozdobą, a obrazy jakie roztacza przed zdumionym widzem, przekonujące. Jeśli dodam, że to postać nietuzinkowa, nie pozbawiona poczucia humoru i niezwykle przenikliwa...


niedziela, 29 grudnia 2013

Z-boczona historia kina (wstęp surowo-kwaszony)


Zgodnie z obietnicą poszedłem do kina.
Było to małe kino, takie z klimacikiem. Wartownik otworzył grubo przed czasem i zaprosił: "chodź pan na chwilę." Nie byłem pewny, o co chodzi z "chwilą", a że święta lubią wyciągać się w czasie, tym prędzej wszedłem i tuż przy Wartowniku (który, o dziwo stał) stanąwszy, dociekałem "jej" znaczenia właśnie tu i (dlaczego nie teraz!) Ten, wyjął z szafki torbę i tak zapamiętale w niej gmerał, że zdarzenia zdały mi się tramwajem, czymś co jedzie zawsze tam gdzie jedzie i tylko tam.

Według próbek pobranych z podobnych zdarzeń, na podstawie wieloletnich badań terenowych i tych w indoorze, facet ewidentnie szukał kompana do kieliszka. Pozostała jeszcze kwestia formalna i pytanie "to jak, robimy szlema?" zadane w tym konkretnym przypadku: "Pan mnie tu w jakimś konkretnym celu, na chwilę zaprosił, prawda?" "Tak, rzeczywiście. Chciałem panu grzeczność wyświadczyć."

Kto pyta nie błądzi, uczymy się całe życie. Okazało się, że film, który wybrałem, co poniekąd mnie zaskoczyło i przygnębiło (wierzę w szczerość), będzie wyświetlany zgodnie z wytycznymi dnia tygodnia i godziny. "Dlaczego? Przecież na afiszu wyraźnie widnieje - Z-boczona historia kina od poniedziałku do piątku. Dzisiaj jest sobota, a że tu przyjechałem, to ze względu na internet." "Proszę Pana, tutaj chodzi o coś zupełnie innego. Chce Pan bilet?" Chciałem. Naprawdę chciałem.

piątek, 27 grudnia 2013

Dlaczego postanowiłem pisać o kinie i o filmie?


Długo nosiłem się z zamiarem popisania sobie w sieci. Równie długo nie potrafiłem znaleźć odpowiedniej furty i kanału dla potoku mowy; wydało mi się bezsensem pisanie o czymkolwiek albo co gorsza o wszystkim czyli o niczym. Domyślam się, że niełatwo i nietrudno zarazem odnaleźć w szuwarach tematów coś w sam raz dla siebie. Niełatwo, bo można przecież pomyśleć o własnej niewiedzy, ale i nietrudno bo wiedza przyjdzie z czasem, a nawet jeśli nie, to trudno. Ważna jest sama przygoda pisarska towarzysząca tworzeniu, bądź co bądź, za każdym razem czegoś trochę innego. Jeśli bawi, to wystarczy (musi). Wierzę w to, niełatwo dziś o jakąkolwiek wiarę...

Zatem jako materiał do wysłowienia kilku mało istotnych, a niezupełnie niepoważnych kwestii posłuży mi taśma filmowa, a raczej nabity na nią audiowizualny temat. Dlaczego? Dlatego, że lubię i dlatego, że wiele osób też lubi. Lubimy kino, lubimy filmy, a że w kinie tli się trochę życia, będzie nam kino pretekstem do rozmów nie tylko o kinie.

Ze swojej strony obiecuję wybrać się czasem do placówki z dużym ekranem i opowiedzieć, co zobaczyły moje oczy. Mogę nawet pobawić się w polecanie jakiegoś wyjątkowego dla nich (oczu) "obrazu", a jeśli ktoś zechce, to nawet może wybrać się na polecany tytuł.